niedziela, 4 sierpnia 2013

Przyszedł czas dokończyć to co zaczęliśmy w poprzedni weekend

W poprzedni weekend założyliśmy intercooler oraz wywierciliśmy otwór w misce olejowe aby wkręcić króciec spływu oleju z turbosprężarki. Niestety (a właściwie 'stety') przy zakładaniu okazało się, że króciec wadzi o podporę korbowodów.

W międzyczasie udało się, trochę przypadkiem, zdobyć rury olejowe gdy szukałem pompy wspomagania do Leona. Poza rurkami które posłużą do podłączenia chłodzenia wodą mam też rurę do podłączenia spływu oleju - nie wiem z jakiego silnika ale pasuje to sprężarki TD04. Tak więc zamiast wkręcanego króćca przyspawana jest porządna rurka - dzięki niezastąpionym umiejętnością spawalniczym Ozeha - i wszystko się mieści na styk.


Miska, miseczka...
Na spawaniu się nie skończyło. Skoro miska była na zewnątrz, wyczyszczona a myśmy mieli więcej czasu 
niż zwykle to postanowiliśmy ją pomalować. Było już widać ślady rdzy więc zdarliśmy co się da i nałożyliśmy farbę odporną na wysokie temperatury, a że mieliśmy jedyny słuszny kolor...


Po zamontowaniu prezentuje się następująco (zdjęcie robione innym aparatem dlatego kolor jest trochę inny).


Przy okazji zdjęcia miski zmieniliśmy olej, filtr oleju oraz włożyliśmy podkładkę aby móc w niedalekiej przyszłości podłączyć czujnik temperatury oleju oraz zasilanie turbosprężarki w olej.


Hamulce po raz kolejny
Jak wspominałem w poprzedni weekend pomalowaliśmy zaciski i jarzma. Farba zdążyła porządnie wyschnąć więc można było się zabrać za montaż.




Poniżej małe porównanie. Dużej różnicy wizualnej nie ma po założeniu (nowe są większe jeśli ktoś nie zauważył). Zobaczymy jak to będzie hamować po dotarciu.


Projekcik na boku
Lakier metalik, dodatkowo pokryty bezbarwnym, koła na podwójnym "łożyskowaniu", smarze do przegubów i do tego profesjonalne światełko przednie. Mała rzecz a cieszy.



Chroboczący Leon
Tak jak wspominałem Leon zacząć chrobotać przy mocnym skręcaniu kierownicą. Pierwszym podejrzanym była pompa wspomagania, wyglądało na to, że to jej łopatki uderzają o obudowę. Dodatkowo miała luzy (jak się później okazuje to ten typ chyba tak ma po prostu).

Po rozejrzeniu się za regenerowanymi pompami padło na zakup używki (ceny) po którą udałem się do Brzegu. Plus tego wyjazdu był taki, że poza pompą dostałem także rurki olejowe do turbosprężąrki na które polowałem od tygodni - do tego dostałem je w bardzo dobrej cenie. Pomimo, że kupiona pompa okazała się być w trochę gorszym stanie niż moja i ostatecznie leży w garażu to i tak wyjazd do Brzegu był opłacalny ze względu na rurki.


Wracając do pompy, oczywiście założyłem ją jeszcze we wtorek i... nic się nie zmieniło. To nie pompa.

Przy okazji grzebania przy Audi (inna historia) Robert zauważył, że bardzo drga mi napinacz paska osprzętu silnika. Hmm... szybkie porównanie wizualne napinacza w jego Audi i przełożyłem dla testu do siebie. Drga jakby mniej, ale wciąż drga - może siadł mi napinacz?

Posprawdzałem jeszcze raz wszystkie łożyska (pomp, klima i alternator) i zauważyłem, że sprzęgło w alternatorze jest zablokowane. Jeszcze parę miesięcy temu bez problemu działało a teraz rolka jest sztywno spięta z ośką alternatora.
Parę słów wyjaśnienia. Rolka alternatora jest tak zrobiona, że jeśli silnik się kręci to automatycznie napędza alternator, natomiast jeśli silnik zwalnia lub się zatrzymuje to rolka (jej zewnętrzna część się zatrzymuje) ale wewnętrzna część (oraz wirnik alternatora) nadal się kręcą przez chwilę - niweluje to szarpnięcia i redukuje wibracje. Działa to dokładnie jak piasta tylnego koła w rowerze.

Następnego dnia zakupiłem rolkę oraz klucze do alternatora (pewnie się przydadzą jeszcze). Chciałem ją nawet zamontować przed wyjazdem do Wałbrzycha ale bez wyciągania alternatora z samochodu nie udało się - skończyło się na złamanej 17-ce.

Następnego dnia wyjąłem alternatora i zaopatrzony w odpowiednie narzędzia (czyt. odpowiednia długość ramienia) odkręciłem bezproblemowo rolkę.


Dodatkowo wymieniłem regulator napięcia (trzeba było rozwiercić jedną śrubę).


Pozostało odpalić samochód i delektować się ciszą - nic nie chrobocze.  Na koniec zainstalowaliśmy moją pompę wspomagania i odpowietrzyliśmy układ.

Za dużo wolnego czasu
Zostało nam trochę czasu w zapasie (jak nigdy) więc rozpoczęliśmy niezwykle trudne zadanie zlikwidowania świerszczy. Rozmontowaliśmy i jeździliśmy aż namierzyliśmy wszystkie trzeszczące i piszczące miejsca w kabinie. Skończyło się nawet na wyjęciu deski aby ją podkleić i poprawić mocowania. W sumie wyjęcie deski nie jest trudne nie licząc bocznych nawiewów. Nadal nie wiem jak mi się to udało a mordowałem się chyba godzinę z nimi. Nie mam tam żadnego podejścia pod zatrzaski a wyrywanie na siłę jakoś mi nie pasowało.



Z wymontowaną deską i tylnymi fotelami samochód wyglądał na pusty.



Przy okazji wyczyściliśmy kanały powietrzne (trochę syfu się tam przez lata zebrało) i ostatecznie wszystko poskładali.


Dodatkowo rozebraliśmy fotel kierowcy gdyż piszczał na nierównościach i naprawiliśmy pęknięcie w ramie - niestety było już za późno na wizytę u kolegi ze spawarką.


Jeszcze tylko odświeżenie wyblakłej farby na lampach i gotowe.


Słów kilka o stożku
Na forach można znaleźć różne opinie, część mówi że lepiej jeździ, część że gorzej. Niektórzy mówię, że dół staje się słabszy. Inni, że jak samochód ma MAF sensor to zaczynają się problemy a jeszcze inni że jak jest MAP sensor to są problemy. Galant ma MAF sensor.



Na moje rozumowanie MAF mierzy ilość (masę) powietrza więc jeśli założymy stożek to będzie więcej powietrza więc komputer odpowiednio więcej paliwa poda. Problemy jakie mogą być to zawirowania powietrza które stożek i brak oryginalnego tłumika powietrza mogą powodować, ale poza tym powinno być ok. Dodatkowo tak jak pisałem w poprzednim poście, nie uda nam się zmieścić oryginalnego filtra gdy założona jest turbosprężarka więc dużego wyjścia nie ma.

Po założeniu stożka i odbyciu przejażdżki do ulubionego marketu budowlanego brat stwierdził, że samochód nie jedzie z włączoną klimatyzacją (na niskich obrotach). Miał problemy z podjazdami i innymi wzniesieniami. Ogólnie stał się trochę mułowaty. Po wejściu na wyższe obroty dźwięk robił się bardziej basowy i samochód zaczynał jakoś jeździć.

Później rozbieraliśmy wnętrze więc aby móc odpiąć poduszki odłączaliśmy akumulator. Po podłączeniu wszystkiego razem nagle samochód odzyskał moc na niskich obrotach (nawet chyba jeździ na niskich obrotach teraz lepiej niż na oryginalnym filtrze). Nie ma problemów z podjazdami z włączoną klimatyzacją czy przyspieszaniem. Jest to dość ciekawe i nie za bardzo wiem jak to wytłumaczyć. Co komputer takiego trzyma w pamięci, że po zmianie filtra zacząć zamulać? Przecież dawka paliwa jest liczona na podstawie ilości powietrza na bieżąco (w teorii) więc takie coś nie powinno mieć miejsca. Ma ktoś jakiś pomysł?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Reklamy będą usuwane.