Tak na marginesie, to lewa jest jakaś problematyczna z natury. Prawa bardzo szybko wyskoczyła. Podobnie było przy zakładaniu, prawa wskoczyła na klik a z lewą trzeba było się trochę posiłować (to taki mały spojler, ale może nie wybiegajmy w przyszłość).
Gdy ośki już nie było, zdemontowanie pozostałych części zawieszenia poszło stosunkowo łatwo. Wliczając w to łapy skrzyni oraz śruby mocujące skrzynię.
Gdy jeszcze usuwaliśmy zbędne elementy, wpadł Czad. Ponieważ gdzie kucharek sześć nie ma co jeść, to zajął się swoimi nowymi tylnymi hamulcami i jak zwykle wietrzył zęby.
Gdy wszystkie przeszkadzajki zostały usunięte zabraliśmy się w trójkę za wyjęcie skrzyni. Oj nie było łatwo. Prawa ośka, uchwyt tylnej łapy, mało wygodne i stosunkowo ciężka skrzynia utrudniały sprawę, ale w końcu się udało i skrzynie wylądowała (miękko) pod samochodem.
Szybkie oględziny wykazały, że łożysko wyciskowe właściwie się nie kręci, tak było zatarte lub zabrudzone lub jedno i drugie. Po zdemontowaniu sprzęgła ukazała nam się tarcza, na pierwszy rzut oka wyglądająca znośnie, trochę cięka ale gdy poruszaliśmy nią to było słychać trzaski sprężyn - potworzyły się luzy.
Przymierzyliśmy otwory na zacisku - uf pasują. No to wyczyściliśmy skrzynię i zaczęliśmy przygotowania do montażu. I w tym momencie nastąpił zonk.
Otwory montażowe może i pasują, ale dociskowi do koła zamachowego brakuje jakiś centymetr. Porównując stare i nowe sprzęgło na płasko, jasne okazało się, że różnią się głębokością docisku. Mamy nie to sprzęgło i odkryliśmy to w niedzielę po południu.
Na początku wkurzaliśmy się na sklep, że sprzedali nam nie to co trzeba, ale późniejsze dochodzenie wykazało, że są błędy w katalogach oraz Mitsubishibardzo luźno podchodziło do swoich specyfikacji.
Ponieważ nasz Galant to model przejściowy (między zwykłym a poliftowym), więc niektóre elementy są ze starszego modelu, niektóre z nowszego. Wygląda na to, że fabryce zostało kilka tysięcy starszych kół zamachowych i sprzęgieł więc je zamontowali, bo co się będą marnować. Przeszukanie for udowodniło, że nie jesteśmy jedynymi osobami mającymi taki problem. Marne pocieszenie.
Na domiar złego, zamiast pojechać Galantem i Leonem (na dwa samochody) to przyjechaliśmy tylko Galantem. Jakoś łudziliśmy się, że wszystko łatwo pójdzie. Tak więc nie dość, że nie to sprzęgło to w dodatku jesteśmy uziemieni.
Rozważaliśmy kilka planów, nawet taki który zakładał złożenie tego na starych częściach. Jednak ostatecznie wymyśliliśmy, że zostawimy samochód, pojedziemy do Wrocławia, pójdziemy jutro do pracy oraz do sklepu wymienić sprzęgło, na wtorek weźmiemy wolne i wrócimy tutaj jutro aby złożyć samochód. Wymaganie było jedno - musieliśmy zdobyć jutro (w poniedziałek) właściwe sprzęgło.
Pozostawało tylko dostać się do Wrocławia. Ponieważ pociągi i autobusy to nie to, więc pożyczyliśmy Punto od cioci (okazało się, że nie planowała nim jeździć w tym tygodniu). Oczywiście z tym też był związany haczyk.
Ciocia: A przy okazji, coś mi hałasuje jak jadę, popatrzycie?
To coś to były hamulce i ten hałas to był pisk a efektem ubocznym była bardzo wysoka temperatura przednich kół. Sprawiło to, że do listy rzeczy do zrobienia na wtorek dopisane zostały hamulce w Punto. Ale do Wrocławia dojechaliśmy.
PS. Albo dawno nie jeździliśmy Punto 1.2, albo coś z tym samochodem jest nie tak. To w ogóle nie przyspiesza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Reklamy będą usuwane.