BUUUUUUUUUUM
a z wydechu poszedł czarny dym
Zjechaliśmy na pobocze, zgasiliśmy samochód i zaglądamy pod maskę. Hm... turbo jest na miejscu, plam oleju pod samochodem nie ma, nic nie odpadło, pod maską katastrofy też nie ma, ale "Zaraz, zaraz, co to jest?". Okazało się, że rozpiął się dolot - w Leonie jest to łączone a następnie zaciskane zawleczkami no i niestety plastikowa część dolotu swoje już przeszła i po prostu nie wytrzymało ciśnienia około 2 barów i strzeliło. Natomiast czarny dym był spowodowany za dużą dawką paliwa - powietrza nie było a komp dał dawkę paliwa taką jakby powietrze było i poszedł sobie obłok.
Po złożeniu dolotu, doładowanie wróciło a samochód zaczął normalnie jeździć, jednak już obchodziłem się delikatniej z gazem. Po powrocie do Wrocławia zająłem się doraźną naprawą. Ponieważ cały świat trzyma się na trytytkach, nie będę odbiegał na razie od tej prawidłowości.
Pierwsze zdjęcia jest przed założeniem trytytek, widać, że trochę się rozłazi. Pozostałe już ze spinkami. Na razie trzymają więc dopóki nie wymyślę jak to zrobić lepiej, to zostają.
BTW. Przy okazji sprawdziłem jak tam opaska osłony przeguby, czy się przypadkiem nie poluzowała podczas slalomu czy spalenia gum przy starcie i wygląda na to, że obcęgi z marketu budowlanego dały radę i jest już szczelnie. Co prawda zdobyłem prawdziwy zaciskacz, tak więc przy najbliższej okazji pewnie to poprawię dla świętego spokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Reklamy będą usuwane.